9 liter. Dwa słowa. A tyle znaczą. Kto by nie chciał, aby były skierowane do niego? Teoretycznie każdy. W praktyce - Każdy, kto się średnio przejmuje innymi, lub jest zakochany w osobie, która mu to mówi. Bo tak już z niektórymi jest, że nie chcą innych ranić. A wiedzą, że to zrobią, odtrącając to uczucie wiedząc, że i tak nic by z tego nie było. Co wiec w takiej sytuacji zrobić? Od razu kawę na ławę, że nic z tego, czy pozwolić mu myśleć, że jest wszystko dobrze, byle go nie ranić? Ja nie wiem, bo na szczęście nie byłem w takiej sytuacji. Ale martwię się (ba, jestem praktycznie przekonany), że ktoś mi bliski będzie w takiej sytuacji. Eh, Life is brutal, sometimes kopas w dupas.
Inna sprawa, jeśli chodzi o wartość tych słów. Jeśli ich nadużywamy, dewaluują się. Nie są już tak wyjątkowe w ustach kogoś, kto rzuca nimi na lewo i prawo. Chyba przyznacie mi rację? W końcu chcemy być pierwszą, a nie 2458-mą osobą, która te słowa usłyszy (oczywiście, pomijając ukierunkowanie tych słów do mamy/taty/babci/dziadka/innego członka rodziny). Jedyny sposób na to (wg mnie), aby ktoś, kogo kochamy poczuł się naprawdę wyjątkowo, słysząc te słowa, trzeba nie nadużywać ich. Mówić je komuś dopiero, gdy jesteśmy tego uczucia pewni. Gdy jesteśmy przekonani, że to nie zauroczenie. Da radę? Piszcie, a ja się wezmę za szukanie tematu, nad którym warto by rozmyślać
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie można kochać przyjaciela. jeżeli tak, staje się on kimś więcej jak przyjacielem.
Usuń