Zawsze się zdarzają i nawet nie muszę tego zbytnio argumentować, bo zapewne każdy z Was jakąś (mniejszą czy większą) popełnił. Możemy się pomylić przy ocenie kogoś, czegoś, we wszystkim, gdzie jest pewien margines błędu. Czasem wynikają z tego zabawne sytuacje, czasem przez to kogoś skrzywdzimy. Jakiś czas temu (około roku) byłem świadkiem takiej oto sceny:
Miejsce - przyjemny bar w Kartuzach, o ile pamiętam Antykwariat.
Czas - nie mam pojęcia, ale było lato i słonko za horyzontem, ciemno jak w nocy :)
Przebieg akcji:
Fotyk (F) wraz z kilkoma kompanami (w tym mną) rozmawiał z nowopoznanym Michałem (M*)
Fragment tej rozmowy:
M: Jak ja nie lubię swojego imienia
F: Niby czemu?
M: No bo jest jakieś takie zj**ne
F: Że co?
M: No ja nie wiem, jak można kogoś nazwać Michał. Ty byś chciał mieć na imię Michał?
F: Ja MAM na imię Michał :D (uwierzcie, mega banan przy wypowiadaniu tego zdania)
M: O k**a, sorry, nie wiedziałem. Tera żem zrobił z siebie idiotę
Wiadomo, cała kompania w brech. Fotyk nie miał mu za złe tej "uwagi", bo nie odnosiła się personalnie do niego.
Morał jest taki: Słowa jednak maja swoją wagę. Mogłoby się to skończyć inaczej, żeby nie nastawienie Fotyka do ww sytuacji. Wiec ludzie, nie obrażajcie się od razu za pomyłki, bo praktycznie nigdy nie są celowe
*Nie chodzi o M w poprzednich wpisach
piątek, 30 września 2011
środa, 28 września 2011
Spontan
Każdy wie, co to je i z czym to się je, więc nie będę tłumaczył. Ale czemu o tym piszę? Ze względu na nawiązanie do "zasad". Co więcej - to nie ja się wykazałem spontanicznością, choć po osobie, o której piszę bym się nie spodziewał. Czemu? Bo na tyle tą osobę znam. Ale dziś... poniosło ją. Zrobiła coś, nie myśląc o konsekwencjach. I akurat w tym konkretnym przypadku nie ma żadnych negatywnych. No, poza naciągnięciem/złamaniem własnej zasady. Ale cóż...
Dobra, bo trochę zboczyłem z tematu. Trochę o plusach i minusach spontanu.
Plusy:
- Czujesz, że żyjesz
- To, co robisz "smakuje" niebo lepiej, niż ta sama czynność, ale zaplanowana
- Czego byś nie wymyślił, zawsze jest wesoło
- Nie przejmujesz się konsekwencjami, czujesz, że wszystko ci wolno
- Czas, to twój przyjaciel. Tym lepszy, im dłużej trwa spontan
- Właśnie wtedy wyrabiasz sobie najlepsze wspomnienia
Minusy:
- Czasem możesz żałować
Przy tak przeważającej liczbie plusów, jestem zdania, że warto jednak dać się ponieść chwili. Jeśli jest okazja. I nie wmawiać sobie, że nie powinniśmy
Dobra, bo trochę zboczyłem z tematu. Trochę o plusach i minusach spontanu.
Plusy:
- Czujesz, że żyjesz
- To, co robisz "smakuje" niebo lepiej, niż ta sama czynność, ale zaplanowana
- Czego byś nie wymyślił, zawsze jest wesoło
- Nie przejmujesz się konsekwencjami, czujesz, że wszystko ci wolno
- Czas, to twój przyjaciel. Tym lepszy, im dłużej trwa spontan
- Właśnie wtedy wyrabiasz sobie najlepsze wspomnienia
Minusy:
- Czasem możesz żałować
Przy tak przeważającej liczbie plusów, jestem zdania, że warto jednak dać się ponieść chwili. Jeśli jest okazja. I nie wmawiać sobie, że nie powinniśmy
niedziela, 25 września 2011
Jak ogarnąć świat?
Serio. Nie mam pojęcia. Ciągle się wszystko zmienia. Co jak postrzegam, kogo za jakiego mam, dobrze jeszcze, że bynajmniej 4 kąty ciągle są w tym samym miejscu. Mieliście tak kiedyś, że mając kogoś za porządną osobę, która wie, co należy robić, nagle zmieniacie o niej zdanie? Dowiadując się, że zrobiła coś, czego byście się po niej nie spodziewali? Nawet, jeśli nie dotyczy to was samych? Jednym zdaniem - Co tu się k***a dzieje? Nie napisze, o co dokładniej chodzi, bo mam ku temu powody. Nieliczni się domyślą, jeszcze mniejsze grono się dowie, do czego piję. Pomyślcie - znacie kogoś już chwile czasu, wiecie, co lubi, czego nie, po prostu, jaki ten ktoś jest i nagle - odwala manianę. Pierwsze co - WTF? Jakim cudem? On? to niemożliwe, żeby on coś takiego zrobił. Ale jeśli sam zainteresowany nam o tym mówi... Wniosek, który się nasuwa - wszystko jest inne, niż myśleliśmy. Na potwierdzenie - fragment z mojego ulubionego filmu:
http://www.youtube.com/watch?v=anEOdkmxTcE - Aby w pełni zrozumieć, polecam zatrzymać na 0:38 i się zastanowić, czy było coś dziwnego. Potem obejrzeć do końca i sprawdzić, czy Ray miał rację.
M, pisząc ten post nie miałem ani przez moment na myśli Ciebie, wiec niczego się w tym kontekście nie doszukuj
http://www.youtube.com/watch?v=anEOdkmxTcE - Aby w pełni zrozumieć, polecam zatrzymać na 0:38 i się zastanowić, czy było coś dziwnego. Potem obejrzeć do końca i sprawdzić, czy Ray miał rację.
M, pisząc ten post nie miałem ani przez moment na myśli Ciebie, wiec niczego się w tym kontekście nie doszukuj
sobota, 24 września 2011
Skarpety zjem
"Carpe diem" - chwytaj dzień. Chyba każdy słyszał ten cytat. Ale czy rozumiemy jego znaczenie? Czasem przejmujemy się niektórymi rzeczami zupełnie niepotrzebnie. "Jest tyle zła na świecie, wszędzie wojny, przestępstwa..." - a co my możemy na to poradzić? Wojny zawsze były i będą. Czy to wojny domowe (np robienie bratu na przekór), czy na skalę światową. A dlaczego? Ciężko znaleźć dwóch takich samych ludzi (tj z charakteru). Wiec skoro nie ma dwóch, a jest nas... no, sporo, to zawsze w jakiejś kwestii nie będziemy się zgadzać, więc będziemy walczyć w myśl zasady "Jeśli mózg nie może, to mięsień pomoże".
Ale jeśli znajdziemy kogoś takiego, jak my? Najczęściej zostajemy przyjaciółmi, lub parą. Chyba że... przejmujemy się na zapas. "nie możemy być przyjaciółmi, bo się boję, że się na mnie zawiedziesz". Niestety, przez takie myślenie może ominąć nas coś naprawdę wyjątkowego. Przejmujemy się tym, że gdzieś coś kiedyś kogoś zranimy, jakąś sprawę zagmatwamy, więc lepiej umyć rączki i nie mieć przyjaciela. Tak nie powinno być
Ale jeśli znajdziemy kogoś takiego, jak my? Najczęściej zostajemy przyjaciółmi, lub parą. Chyba że... przejmujemy się na zapas. "nie możemy być przyjaciółmi, bo się boję, że się na mnie zawiedziesz". Niestety, przez takie myślenie może ominąć nas coś naprawdę wyjątkowego. Przejmujemy się tym, że gdzieś coś kiedyś kogoś zranimy, jakąś sprawę zagmatwamy, więc lepiej umyć rączki i nie mieć przyjaciela. Tak nie powinno być
piątek, 23 września 2011
Dobro?
Dziwne uczucie. Złamać zasadę po to, żeby jej na powrót przestrzegać. Teoretycznie - nic nie tracę, nic nie zyskuję. W praktyce - sami wiecie :) To fakt, nie żałuję, że wtedy złamałem jedną ze swoich zasad. Ale... co teraz? Jak mawia porzekadło "kto rozdaje i odbiera...", choć niby nikt nic mi nie odebrał. Bo jak ma odebrać zajebiste wspomnienia? Jedynie kulą w łeb. Ale może właśnie ktoś przeistoczyć coś w miarę normalne zachowanie we wspomnienie. Czemu? Masa powodów, ważne, że akurat ten jeden konkretny znam. Wiedziałem, że prędzej czy później to nastąpi, choć miałem cichą nadzieję, że nie będzie to prędko. Myliłem się. Ergo - pomyliłem się też, myśląc, że może wcale nie nastąpi. Ale cóż, jeśli to ma wyjść komuś na dobre... poczekam. Bo czemu niby mam naciskać, żeby coś zmienić? Zwłaszcza, że wiem, że to tak nie działa. Ok, naciskami można wiele zdziałać, ale też można se nimi wiele zepsuć. Sztuka polega na oddzieleniu ich
czwartek, 22 września 2011
"To piekne, gdy człowiek jest dumny ze swojego miasta"
Taki napis znalazłem w mieście. W gazecie? Na billboardzie? W ulotkach wyborczych? Nie. Na murze. Jop, takie znalazłem graffiti "łobuzów demolujących". A wiecie, co jest najciekawsze? Że powoli, ale sukcesywnie ten napis jest niszczony. Kto wpadł na pomysł niszczenia dzieła promującego miasto? "Polska, biało czerwoni..." Eh, Mamy tu artystów, którzy naprawdę wiedzą, co robić z farbą, ale co władza robi? Zakazuje. Bo zakazać jest najłatwiej. Po co odsiewać ziarno od plew, skoro można wyrwać wszystko? A potem się dziwimy, że polska nie ma czym, ani kim się pochwalić przed światem. No, chyba, że "przez chwilę", jak np. Małyszem, czy Pudzianowskim. Ale tak, żeby przodować w czymś? Mieliśmy Magika, może nawet Eminem nie dawałby mu rady w rymach. Mielibyśmy KOGOŚ. Ale cóż, nasz rodzimy hip hop się stoczył, zanim się na dobre rozwinął. Bo jeśli mam na okrętkę słyszeć "Jot Pe" to dziękuję. Na szczęście mamy podziemie, tam tworzą dla siebie, a nie dla szarej, łykającej byle (produkt końcowy jedzenia). Ale wracając do miasta. Ja się nie wstydzę i nigdy nie wstydziłem swojego pochodzenia. Byli tacy, co próbowali to stłumić, bo "jak to wygląda, jak mówisz inaczej". Ale nie, ja swoje dalej, i póki co w zęby za to nie dostałem. Wręcz przeciwnie. Ludzie ciekawili się, co to za język (Tak, kaszubski, to język, nie gwara) i nawet chcieli się go nauczyć. Chociaż kilka słówek. Czemu? Sądzę, że chcieli czymś zabłysnąć w towarzystwie. Albo po prostu im się kaszubski podoba. Nieistotne, ważne (dla mnie), że ciągle mówiąc "jo" nie będę wyklęty, czy coś. Ważne też, że niektórzy wiedzą, że lubię, gdy usłyszę coś w swoim języku :)
Zapytacie, czemu nie piszę bloga po kaszubsku? Klawiatura uparcie twierdzi, że nie zna liter :)
Zapytacie, czemu nie piszę bloga po kaszubsku? Klawiatura uparcie twierdzi, że nie zna liter :)
środa, 21 września 2011
Pozycja do spania nr 187 - opis i zastosowanie
Brzmi ona - spędzić noc poza domem. Na czym? Na łażeniu po mieście z kumplami, spacerze z dziewczyną, imprezie, pochlej party, czy po prostu zabijając czas, zwiedzając nowe okolice. O ile nowa okolica, to nieznana dzielnica, przyda się gaz pieprzowy, lub pokaźny, ostry nóż. TYLKO do obrony, w razie jakby coś. Czemu o tym piszę? Zawsze mam gaz w kieszeni, razem z ręką. Nie przydał mi się jeszcze, ale przezorny... sami wiecie :D
Co można na mieście robić? W poznaniu - nie wiem. Gdzieś można iść na kręgle, bilard, albo piwo (żadne z nich się nie wyklucza do "zaliczenia" jednej nocy :D). Zauważyłem ciekawą rzecz. Żaden z moich znajomych nie wsiądzie za kierownicę po piwie. Czemu ciekawa to rzecz? Abo podobno to właśnie w poznaniu jest najwięcej kierowców na podwójnym gazie. Zastanawiające...
Kolejna rzecz, która można zaobserwować nocą. Oprócz widoków (które są wręcz zaj...te) jest kompletna cisza (przerywana kursującymi co 30 min tramwajami i od czasu do czasu przejeżdżającym autem). I to w mieście. Zawsze sobie wyobrażałem, że w sporym mieście zawsze jest gwarno. Ale nie jest. Nawet, na ulicy (o ironio) Gwarnej jest cicho. Czyżbym miał aż tak zaburzone poczucie świata?
Co można na mieście robić? W poznaniu - nie wiem. Gdzieś można iść na kręgle, bilard, albo piwo (żadne z nich się nie wyklucza do "zaliczenia" jednej nocy :D). Zauważyłem ciekawą rzecz. Żaden z moich znajomych nie wsiądzie za kierownicę po piwie. Czemu ciekawa to rzecz? Abo podobno to właśnie w poznaniu jest najwięcej kierowców na podwójnym gazie. Zastanawiające...
Kolejna rzecz, która można zaobserwować nocą. Oprócz widoków (które są wręcz zaj...te) jest kompletna cisza (przerywana kursującymi co 30 min tramwajami i od czasu do czasu przejeżdżającym autem). I to w mieście. Zawsze sobie wyobrażałem, że w sporym mieście zawsze jest gwarno. Ale nie jest. Nawet, na ulicy (o ironio) Gwarnej jest cicho. Czyżbym miał aż tak zaburzone poczucie świata?
wtorek, 20 września 2011
Poznań dba o turystów :D
Właśnie sobie leżę na leżaku w Starym Browarze (kto nie wie - to centrum handlowe) na świeżym powietrzu z kompem w ręku i złocistym napojem w dłoni. Tak, jest mi właśnie zajebiście. Dziwne, że na przykład Galeria Bałtycka na to nie wpadła. Ale cóż, jestem właśnie w Poznaniu i powoli odkrywam uroki i wady tego miasta. Główna wada? Wszystko rozkopane, ciężko się dostać gdziekolwiek, sygnalizacje niezsynchronizowane, tramwaje jeżdżą jak chcą. A plusy? Masa urokliwych parków, wszystko właściwie mogę znaleźć bez większego trudu, no i "Pyry" (lub Pyroki). Tak, ludzie stąd niewątpliwie są inni. Inaczej podchodzą do wielu spraw, są bardzo prorodzinni. Ale co dziwne, zdecydowana większość z nich (konkretniej wszyscy, prócz trzech osób) była przekonana, że jestem ze śląska. Dziwne. Ale dobra, bynajmniej wiedzą, co to tabaka i jak się jej używa. Choć trochę szkoda, że sobie nie zażyłem z M, tak rychtych po kaszubsku. Ale nie mam jej tego za złe, ma swoje zasady, a akurat ta zalicza się do niełamliwych
Dobra, dopijam i lecę, w końcu ktoś ma dziś urodzinki :D
Dobra, dopijam i lecę, w końcu ktoś ma dziś urodzinki :D
poniedziałek, 19 września 2011
Jakim typem drzewa jesteś?
Tak, mam zamiar psioczyć na wszystkie durne "psychotesty" z kobiecych pisemek (z braku laku i to się poczyta), dzięki którym możemy się dowiedzieć przeróżnych rzeczy na swój temat, przykładowo "dlaczego wybrałaś akurat tego faceta" (mimo, iż to moim zdaniem oczywiste). Serio, natrafiłem właśnie na takie "niezwykle ważne" (mogliby wymyślić jakiś znaczek oznaczający ironię, gdyż nikogo nie cytuję. Może sam coś takiego wprowadzę?) pytanie i o dziwo - żadna z możliwych odpowiedzi nie mówiła o uczuciu. Ba, nawet koło tego tematu nie leżała. Czyżby owe pisemka w ten dość dziwny sposób chciały wyplenić miłość w pełnym tego słowa znaczeniu z umysłów czytelniczek? Może przesadzam, ale zauważyłem pewną prawidłowość, która pozwala mi myśleć, iż nie dość, że artykuły same w sobie otępiają, to jeszcze wręcz pokazują kobiecie, że pisemko jest nieomylne i rzetelne, zwłaszcza w tych PożalSięBoże testach. Z reguły czytam wszystkie rozwiązania i doszedłem do wniosku, że w KAŻDEJ mogę zobaczyć mniejszą, czy większą część siebie. Ergo - niezależnie od odpowiedzi znalazłbym podstawy, by stwierdzić "cholera, racja!" Inna sprawa, że pomimo, iż się w odpowiedziach rozpisują, wszystko jest bardzo ogólnikowe. Tak, by można to było podciągnąć pod wszystko. Co do tytułu - i tak nikt nie będzie tego sprawdzał, czy doszukiwał się prawidłowości jak np. ze znakami zodiaku. Więc czasopisma mogą sobie pozwolić pod tym względem na wszystko. Co ciekawe, jest tam również inny zabieg. Każde z rozwiązań przedstawia inną pozytywną cechę charakteru. I jak tu się nie zgodzić, jeśli wyjdzie nam, że jesteśmy czuli, silni psychicznie, wyrozumiali LUB opiekuńczy? W tym momencie kobiece poczucie wartości jest połechtane, nie będzie z nim walczyć, bo to prawda. Nie zauważyłem jeszcze żadnego testu, w którym choć jedna odpowiedź miałaby psychicznie kobietę sponiewierać. Przykładowo mamy pytanie "Jaki jest twój ulubiony kamień?" Od dawien dawna wiadomo, że płeć piękna lubi błyskotki. Ale myślę, że nie sprawi jej większej różnicy, czy od ukochanego dostanie diament, czy szmaragd, bądź rubin. I mamy już trzy dobre odpowiedzi, gdyż żadna z nich czytelniczki nie urazi. A co, jeśli czwartą odpowiedzią będzie "kamień z rury pod zlewem"? Oj, komuś czasem by taka odpowiedź wyszła. Skutek? Jedna czytelniczka mniej. A jeśli uznalibyśmy, że statystycznie co czwartej kobiecie wyszła ta odpowiedź? Ćwierć polek przestałoby to pisemko nabywać. To ogromna strata dla wydawcy. Dlatego też wszystko musi się zgadzać z normami i zasadami.
Kolejna sprawa - artykuły. Różnego rodzaju porady zostawię w spokoju, gdyż większość rzeczywiście może pomóc. Ale "prawdziwe historie czytelniczek" (to samo tyczy się listów do redakcji) są moim skromnym zdaniem bardzo naciągane. Chociaż nie, inaczej. Na jakich dragach był ktoś, kto wymyślał te opowieści i jak udało mu się "przepchnąć" je do drukarni? No przepraszam ja bardzo, ale jak mam uwierzyć, że dziwnym zrządzeniem losu powtarza się ten sam schemat U WSZYSTKICH? Dobra, kilka schematów, ale i tak po przeczytaniu pierwszych kilku linijek znam zakończenie.
Schemat nr 1 w pisemku typu "Bravo" (jakieś parę lat wstecz, jak z braku laku siostrze podwędziłem, żeby zobaczyć, co tam nasmarowali był dział "wtopy", czy coś takiego - do tego właśnie piję) - jedno-dwa zdania wstępu, krótki opis chęci zrobienia czegoś, nieco dłuższy opis wprowadzania chęci w życie, zakończony całkowitą porażką i na koniec zdanie "najgorsze, że to wszystko widział chłopak, który mi się podoba", lub podobnie, ale merytorycznie znaczący to samo.
Schemat nr 2 (to samo pisemko) - również jedno-dwa zdania wprowadzenia, spotkanie kogoś, kogo się cholernie nie lubi, opis, jak tego kogoś upokorzyliśmy (brak typowych zdań)
Mam nadzieje, że miło się czytało, oraz że do omawianych artykułów będziecie podchodzić z dość sporą dawką zdrowego rozsądku
Co do ironii, proponuję umieszczać je w ukośnikach (/pewnie, krasnoludki przyszły i stłukły/). Kto jest za, niech to stosuje gdzie się da, oczywiście z wyjaśnieniem, żeby ktoś nas nie wziął za /yntelygentnych/.
Kolejna sprawa - artykuły. Różnego rodzaju porady zostawię w spokoju, gdyż większość rzeczywiście może pomóc. Ale "prawdziwe historie czytelniczek" (to samo tyczy się listów do redakcji) są moim skromnym zdaniem bardzo naciągane. Chociaż nie, inaczej. Na jakich dragach był ktoś, kto wymyślał te opowieści i jak udało mu się "przepchnąć" je do drukarni? No przepraszam ja bardzo, ale jak mam uwierzyć, że dziwnym zrządzeniem losu powtarza się ten sam schemat U WSZYSTKICH? Dobra, kilka schematów, ale i tak po przeczytaniu pierwszych kilku linijek znam zakończenie.
Schemat nr 1 w pisemku typu "Bravo" (jakieś parę lat wstecz, jak z braku laku siostrze podwędziłem, żeby zobaczyć, co tam nasmarowali był dział "wtopy", czy coś takiego - do tego właśnie piję) - jedno-dwa zdania wstępu, krótki opis chęci zrobienia czegoś, nieco dłuższy opis wprowadzania chęci w życie, zakończony całkowitą porażką i na koniec zdanie "najgorsze, że to wszystko widział chłopak, który mi się podoba", lub podobnie, ale merytorycznie znaczący to samo.
Schemat nr 2 (to samo pisemko) - również jedno-dwa zdania wprowadzenia, spotkanie kogoś, kogo się cholernie nie lubi, opis, jak tego kogoś upokorzyliśmy (brak typowych zdań)
Mam nadzieje, że miło się czytało, oraz że do omawianych artykułów będziecie podchodzić z dość sporą dawką zdrowego rozsądku
Co do ironii, proponuję umieszczać je w ukośnikach (/pewnie, krasnoludki przyszły i stłukły/). Kto jest za, niech to stosuje gdzie się da, oczywiście z wyjaśnieniem, żeby ktoś nas nie wziął za /yntelygentnych/.
niedziela, 18 września 2011
Bezinteresowność
Tak, to jedno z tych słów, którego znaczenie znamy, ale ciężko nam je zastosować w praktyce. Dlaczego? Albo z chciwości (przecież nic nie będę z tego miał, więc po co?), z lenistwa, z wiary w innych (po co mam się wysilać, jak ktoś inny może to zrobić za mnie?), lub po prostu... obawy przed złą interpretacją otoczenia. Wyobraźmy sobie taką sytuację:
"Byłem dziś w centrum handlowym na zakupach. Przechadzając się z jednego sklepu, do drugiego, byłem świadkiem takiej oto sceny. Mały chłopczyk, na oko 5 letni wiercił dziurę w brzuchu swojej mamie, aby mu kupiła lody (wspomniałem, że wewnątrz było ok 30 stopni?). Po dość długich namowach kobieta się zgodziła. Gdy ekspedientka podawała chłopcu jego deser, ten dziwnym trafem spadł na ziemię. Matka skrzyczała chłopca za jego nieudolność i nie chciała mu kupić kolejnego ("znowu ci spadnie"), na co mały zareagował płaczem. Podszedłem do stoiska, nabyłem lody i wręczyłem je chłopcu. Nie posiadał się ze szczęścia, a mnie cieszyło, że ktoś dzięki mnie będzie miał dobry dzień."
"Byłem dziś w centrum handlowym na zakupach. Przechadzając się z jednego sklepu, do drugiego, byłem świadkiem takiej oto sceny. Mały chłopczyk, na oko 5 letni wiercił dziurę w brzuchu swojej mamie, aby mu kupiła lody (wspomniałem, że wewnątrz było ok 30 stopni?). Po dość długich namowach kobieta się zgodziła. Gdy ekspedientka podawała chłopcu jego deser, ten dziwnym trafem spadł na ziemię. Matka skrzyczała chłopca za jego nieudolność i nie chciała mu kupić kolejnego ("znowu ci spadnie"), na co mały zareagował płaczem. Podszedłem do stoiska, nabyłem lody i wręczyłem je chłopcu. Nie posiadał się ze szczęścia, a mnie cieszyło, że ktoś dzięki mnie będzie miał dobry dzień."
Brzmi fajnie, nie? Za głupie drobniaki ujrzeć czyjaś szczerą wdzięczność. Niestety, taki finał byłby wręcz na porządku dziennym jakieś sto lat temu. A dzisiaj? Bałbym się, że gdybym rzeczywiście tak zareagował, to po ok 10-15 minutach podeszliby do mnie panowie mundurowi z bransoletkami i chęcią zabrania mnie na komisariat pod zarzutem pedofilstwa. A czemu? Gdyż inny obserwator tej sceny (nietrudno o nich w centrach handlowych) podejrzewając właśnie takie moje zamiary (wszak "coś on od niego chce, skoro próbuje zdobyć jego zaufanie") i poczuwając się do odpowiedzialności cywilnej, powiadomił o incydencie odpowiednie władze. Efekt? Pomimo oczyszczenia z zarzutu, miałbym doklejoną łatkę. A wszystko przez bezinteresowność...
sobota, 17 września 2011
"Popełniaj błedy i naprawiaj je..."
Thaa, ktoś by powiedział, że fajne stwierdzenie, ktoś inny rzuciłby tytułem, skąd pochodzi cytat, mało osób zauważy, że ten fragment (jak i wiele innych tego wykonawcy) jest ponadczasowy, jeszcze mniej liczni pamiętają o nim PRZED popełnieniem błędu. Ale cóż, zdarza się. Nikt nie jest alfą i omegą, każdy może się walnąć w obliczeniach. Pytanie - do czego piję? Ano do tego, że każdy błąd trzeba naprawić. Nawet, jak się nie da, trzeba próbować. Bo może czasem się uda. Powiedzieć "żegnaj męska dumo", paść na kolana i błagać o wybaczenie. Co zyskujemy, próbując naprawiać błędy? Wiedzę, czego nie powinno się robić/mówić, co będzie przestrogą w przyszłości. Można by rzec - doskonalimy się na błędach. Ale bez przesady. Jeśli stwierdzimy, że nasze życie ma polegać tylko na popełnianiu błędów, by na starość być nieomylnym, no to sory, coś tu nie gra. Chodzi właśnie o to, żeby ich popełniać jak najmniej. Nauczyć się racjonalnie myśleć i przewidywać skutki swoich decyzji. Choć nie wszystkie da się przewidzieć...
(Wpis specjalnie z dedykacją dla M.)
(Wpis specjalnie z dedykacją dla M.)
Co by było gdyby w lesie dreptały ryby? Wersja nr 3
Ewolucja. Wielowiekowe zjawisko występująca we wszystkim, co żyje. Natura kształtuje dla każdego żyjątka różne mechanizmy obronne, pozwalające zdobywać pożywienie, czy też umożliwiające poruszanie się. Pytanie brzmi, dlaczego różne gatunki są wyposażone w części ciała, których inny gatunek nie posiada? (np ryby maja skrzela, w przeciwieństwie do kotów) Wyobraźmy sobie, że każde stworzenie jest wyposażone, we wszystko. Dwie ręce, dwie nogi (jak człowiek), pancerz rogowy (jak krokodyl), skrzydła dające radę unieść całość (proporcje masy ciała do ich rozpiętości jak orzeł), Kocia zręczność, psia zawziętość, skrzela, płuca, po prostu wszystko, co się przydaje. Otrzymujemy praktycznie nieśmiertelne stworzenie. nic nie jest w stanie go zabić (tj z ewentualnych naturalnych wrogów), ono zaś może wszystko. Stałby się swoistym tyranem. Co to by oznaczało? Wyginięcie pozostałych gatunków (naturalna selekcja). Tak więc... gdyby nie niedoskonałości wszystkich stworzeń, nic nie miałoby sensu. Po cholerę pancerz i cała reszta, skoro nie ma przed kim się bronić? Natura też by tak uznała. Wiec w wyniku ewolucji, owe stworzenie miałoby coraz mniej organów. Więc z każdym kolejnym pokoleniem byłoby coraz słabsze.
P.S. Chciałem tutaj wpleść, że ludzie sami poprawiają ewolucję, budując odpowiedniki skrzydeł, szybkiego przemieszczania się i ogólnie dostosowuja swiat do siebie, a nie siebie do świata, ale nie udało mi się
P.S. Chciałem tutaj wpleść, że ludzie sami poprawiają ewolucję, budując odpowiedniki skrzydeł, szybkiego przemieszczania się i ogólnie dostosowuja swiat do siebie, a nie siebie do świata, ale nie udało mi się
piątek, 16 września 2011
Pozycja do spania nr 112 - opis i zastosowanie
Wbrew tytułowi, nie będę opisywał "jak spać, żeby się wyspać". Chodzi raczej o niemożność trafienia w objęcia Morfeusza, choćby się tego chciało. Mieliście tak kiedyś? Ciężki dzień przed wami, wiecie, że musicie się wyspać, żeby być kolejnego dnia do życia. A tu nic, spać się nie chce, żadna pozycja nie pomaga. Powód? Są różne, ciężko któryś generalizować jako "na pewno to", bo tego nigdy nie wiadomo. Mogą to być emocje wywołane tego dnia, jakiś nierozwiązany, ale palący problem lub też... energia nie będąca "na rezerwie". W sensie jakiś niedawno używany wspomagaczo - pobudzacz, jak wieczorna kawa, czy red bulle. Z tym nie wygrasz. Można użyć czegoś na zmulenie - papieros, ćwiczenia wysiłkowe, czy inne środki powodujące senność. Ale czy warto? Zależne od sytuacji. Bo jeżeli mamy spać jakieś 2-3 godziny - lepiej zarwać nockę, wychylić mocną kawę i jedziemy z kolejnym dniem. O ile nie robimy tak zbyt często, wyjdzie nam to nawet na dobre, ale jeśli przesadzimy...
Backmasking
Zapewne wielu o tym słyszało. Wsteczne odtworzenie utworu. Piosenka "puszczona od tyłu". W niektórych można wyłapać słówka, czy całe zdania (najpopularniejsze, to zwrotka Led Zeppelin - Stairway to heaven, oraz Kaliber 44 - plus i minus). Przypadek? Celowe działanie? Trudno orzec. Zastanówmy się nad + i -. Co widzimy? W całości stworzone przez Piotra "Magika" Łuszcza. Nikt inny tam nie śpiewa, tekst od początku do końca wymyślił Mag. Pierwsze/ostatnie (zależy jak rozumować) słowa? Tj przy wstecznym odtworzeniu - "Ty już wiesz. Lecę od tyłu, uwierz". Średnio wyraźnie słychać, ale zrozumiale. I to nakierowuje moje myślenie, iż było to (tj taka forma utworu) była celowa. Po co? Chciał coś ukryć? A może pokazać, że rzeczywiście jest magikiem? W to ostatnie wątpię, gdyż ukryty tekst "znaleźli" po 6 latach od nagrania. Wcześniej nikt nawet nie przypuszczał, że on istnieje. A może wiedzieli najbliżsi? Nie wiadomo i nie chcę snuć żadnych daleko idących teorii. Ale zastanawiałem się nad jedną sprawą. Po opublikowaniu backmaskingu tego utworu, często czytałem wypowiedzi internautów, iż Magik wiedział, że za 4 lata zginie. Gdyż w "plus i minus" od tyłu wyraźnie słychać powtarzające się "cztery po cztery". Moim zdaniem - miała to być promocja (dość niespodziewana) jego grupy. K44. Dlaczego tak sądzę? Chyba widać. Cztery po cztery to 44, tak jak np dwa po trzy to 32. A co wy o tym sądzicie? I o utworze i ogólnie o backmaskingu? Piszcie...
Co by było gdyby w lesie dreptały ryby? Wersja nr 2
Tak się zastanawiałem, jakby to było, gdybym kogoś znienacka zapytał (choćby w ramach badań do szkoły, mimo, iż edukację skończyłem) czego by pragnął, będąc niepełnosprawnym od urodzenia? 99% z Was (niepoparte żadnymi badaniami, jedynie logika mi tak podpowiada) odpowiedziałoby, że chciałoby być zdrowym. Pytanie brzmi - dlaczego? Prawdopodobnie nikt się nie zastanawiał, jak to wygląda z perspektywy chorego. Bo i po co, skoro to oczywiste? Jak się okazuje, wcale tak oczywiste to nie jest. Owa osoba przecież przez te kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat po prostu... przyzwyczaiła się do tego, że czegoś nie może robić. Tak jest proszę państwa. Niekoniecznie chce być pełnosprawnym, gdyż ma marzenia/plany dostosowane do swoich możliwości. Ktoś pewnie zaraz się podniesie i zapyta "Skąd możesz to wiedzieć? Przecież jesteś równie sprawny, co ja." Otóż proszę ja ciebie tą wiedzę mam stąd, że potrafię sobie wyobrazić, jak to jest być w czyichś butach. I jeśli jakieś pytanie mnie gryzie - pytam prosto z mostu. Zauważyłem, że niewielu ludzi tak potrafi. Gdyż to nie to samo, co współczucie. Współczujemy komuś w konkretnej sytuacji ("Stary, dziewczyna mnie rzuciła" - "przykro mi"). Ale jak nazwać "wejście w czyjąś skórę od urodzenia"? Nie znam takiego określenia, być może istnieje. Ale wracając do meritum - Gdybyś był/a niepełnosprawny/na od urodzenia (przypuśćmy, że zawsze miałeś/łaś niedowład nóg) i ktoś postanowił spełnić jedno twoje DOWOLNE życzenie - jakby ono brzmiało? Czekam na odpowiedzi w komentarzach
czwartek, 15 września 2011
"Kocham Cię"
9 liter. Dwa słowa. A tyle znaczą. Kto by nie chciał, aby były skierowane do niego? Teoretycznie każdy. W praktyce - Każdy, kto się średnio przejmuje innymi, lub jest zakochany w osobie, która mu to mówi. Bo tak już z niektórymi jest, że nie chcą innych ranić. A wiedzą, że to zrobią, odtrącając to uczucie wiedząc, że i tak nic by z tego nie było. Co wiec w takiej sytuacji zrobić? Od razu kawę na ławę, że nic z tego, czy pozwolić mu myśleć, że jest wszystko dobrze, byle go nie ranić? Ja nie wiem, bo na szczęście nie byłem w takiej sytuacji. Ale martwię się (ba, jestem praktycznie przekonany), że ktoś mi bliski będzie w takiej sytuacji. Eh, Life is brutal, sometimes kopas w dupas.
Inna sprawa, jeśli chodzi o wartość tych słów. Jeśli ich nadużywamy, dewaluują się. Nie są już tak wyjątkowe w ustach kogoś, kto rzuca nimi na lewo i prawo. Chyba przyznacie mi rację? W końcu chcemy być pierwszą, a nie 2458-mą osobą, która te słowa usłyszy (oczywiście, pomijając ukierunkowanie tych słów do mamy/taty/babci/dziadka/innego członka rodziny). Jedyny sposób na to (wg mnie), aby ktoś, kogo kochamy poczuł się naprawdę wyjątkowo, słysząc te słowa, trzeba nie nadużywać ich. Mówić je komuś dopiero, gdy jesteśmy tego uczucia pewni. Gdy jesteśmy przekonani, że to nie zauroczenie. Da radę? Piszcie, a ja się wezmę za szukanie tematu, nad którym warto by rozmyślać
Inna sprawa, jeśli chodzi o wartość tych słów. Jeśli ich nadużywamy, dewaluują się. Nie są już tak wyjątkowe w ustach kogoś, kto rzuca nimi na lewo i prawo. Chyba przyznacie mi rację? W końcu chcemy być pierwszą, a nie 2458-mą osobą, która te słowa usłyszy (oczywiście, pomijając ukierunkowanie tych słów do mamy/taty/babci/dziadka/innego członka rodziny). Jedyny sposób na to (wg mnie), aby ktoś, kogo kochamy poczuł się naprawdę wyjątkowo, słysząc te słowa, trzeba nie nadużywać ich. Mówić je komuś dopiero, gdy jesteśmy tego uczucia pewni. Gdy jesteśmy przekonani, że to nie zauroczenie. Da radę? Piszcie, a ja się wezmę za szukanie tematu, nad którym warto by rozmyślać
środa, 14 września 2011
Zasady
Każdy powinien jakieś mieć i się ich trzymać. I to podobno jest dobre. Wiadomo, wszystko zależy od tego, jak te zasady brzmią. Bo sory memory (ktoś wie, dlaczego to napisałem :) ), ale jeśli brzmi "zgnoić młodego", to nie za bardzo bym był za przestrzeganiem jej. Ale są i inne, niejako się nimi sami ograniczamy. Ale zawsze jest jakieś "ale". Czy warto? Moim osobistym, prywatnym, ze znakiem towarowym zdaniem warto. Zwłaszcza, jeśli dotyczą relacji międzyludzkich. Jest to wtedy dla kogoś, kto wie o tej zasadzie w pewnym stopniu "świętością", tak po prostu musi być. Ale co, jeśli ktoś tą zasadę złamie tylko po to, żeby drugiej osobie sprawić przyjemność? Wiedząc, jakie będą tego konsekwencje? Czasem warto je złamać. Wiem, z autopsji. Ale inne są praktycznie nieprzełamywalne. Po prostu. Są rzeczy, po których zrobieniu po prostu brzydzisz się samego siebie. Przykład? Ot, liść wymierzony w kobietę. Każdy facet powinien mieć wpojone od maleńkości, że za nic na świecie nie można uderzyć kobiety. Wg mnie, każdy Prawdziwy Mężczyzna powinien postępować w myśl 2packa "Kobieta cię urodziła, więc nie masz prawa żadnej poniżyć". Ja się tego trzymam. I polecam to każdemu. To jest dobra zasada.
wtorek, 13 września 2011
To niesamowite...
... jak wszystko może się odwrócić w ciągu pół minuty. Rozmawiasz z kimś poważnie, a za chwile się śmiejecie, tylko po to, żeby znów spoważnieć. Niesamowite, jak swobodnie żonglujecie tematami. Niesamowite, jakiego banana można dostać od niby zwykłego "dziękuję". Niesamowite też, jak szybko można się upewnić w uczuciach do rozmówcy. Podobno to wszystko może trwać tylko chwilę. A co, jeśli właśnie ta krótka rozmowa (dobra, może nie tak krótka, bo pow. 30 sekund) umacnia cię w dotychczasowym przekonaniu? Gdy po takiej rozmowie z kimś, kogo lubisz upewniasz się, że lubisz go nawet bardziej, niż przed rozmową? Masa pytań i jeszcze więcej odpowiedzi. Ale za to niektórych jesteś pewien. Że w rozmowie z tą osobą większość (albo i wszystkie) tematów nie jest niezręczna, że masz komu zaufać.Ano właśnie - zaufanie. Dziwne uczucie. Czuć potrzebę niejako "powierzania się" innej osobie. Co takiego ma w sobie człowiek, że chce być od kogoś zależny? Nawet głupia prośba "idź wynieś śmieci" jest oznaką zaufania. Gdy to my prosimy kogoś o to, ufamy temu komuś, że to zrobi. Głupie? Może. Ale logiczne...
poniedziałek, 12 września 2011
Dziwna, dziwaczna dziwność
Czy to nie dziwne, z jak wielu rzeczy możemy się cieszyć, ale nie chcemy? Gdy syn przyniesie 5 ze sprawdzianu, to jest to nam obojętne. Co prawda cieszymy się jakoś tam w duchu, ale góra 10 minut. I to zadowolenie nie przekłada się na nasz nastrój. Możemy się też cieszyć z czyjegoś szczęścia (kumpela w końcu sobie kogoś znalazła), ale jednak wolimy zazdrościć, bo tak (chyba) łatwiej. wewnętrzne zadowolenie może też nam dać pomoc innemu człowiekowi, czy zwierzęciu. Chyba każdy z nas choć raz natknął się na głodującego pod jakimś marketem, stacji PKP, czy innym miejscu, gdzie się przewija sporo ludzi. Mijamy ich obojętnie, bo "co ja będę z tego miał, że rzucę mu tą złotówkę, skoro i tak pewnie zaraz to przepije?". Ano, jeżeli pomożesz, będziesz coś z tego miał. Jego wdzięczność i wewnętrzną satysfakcję. A jeśli tak się martwisz, że ten pieniądz pójdzie na jakiś browar - wejdź do sklepu, kup chleb i go podaruj potrzebującemu. Sam się przekonasz, że to jednak ma jakiś sens, poczujesz się po części wewnętrznie spełniony, usatysfakcjonowany. Bo taka już natura człowieka. Chce pomagać. Ale niestety natura została wyparta przez żądzę pieniądza.
Gdybym miał gitarę...
... tobym ją roztrzaskał. Albo pozbył się jej w inny sposób. Dlaczego? W moim mniemaniu, gitara, to domena ogniska. Kilku dobrych znajomych, ogień, worszta* na kijach i bardzo fajna atmosfera. Niestety, z powodów na które nie ma się bezpośredniego wpływu jak np pogoda, czy brak wolnego/urlopu ciężko to sklecić. Inna sprawa, że często coś, co sobie zaplanowaliśmy, często się nie udaje, a spontanicznie wszystkich wyciągnąć graniczy z cudem (kto wie o wyjeździe na Kaszuby, wie do czego piję). Wiec gitara to tylko zabierający miejsce badziew. Inna sprawa, że nie umiem na niej grać, ale to mało istotny szczegół :) Pytanie na dziś - czemu w takim razie się tak o niej rozpisałem? Czytajcie między wierszami, a się dowiecie
*Czasem zdarzy mi się napisać coś po kaszubsku, a ponieważ klawiatura nie potrafi pisać niektórych znaków, piszę dość zbliżenie do faktycznej pisowni. W tym przypadku worszta, to kiełbasa, jakby ktoś nie ogarniał
*Czasem zdarzy mi się napisać coś po kaszubsku, a ponieważ klawiatura nie potrafi pisać niektórych znaków, piszę dość zbliżenie do faktycznej pisowni. W tym przypadku worszta, to kiełbasa, jakby ktoś nie ogarniał
Co by było gdyby w lesie dreptały ryby?
Poteoretyzujmy trochę. Załóżmy, że mamy kontrolę nad sobą, swoim życiem i moglibyśmy decydować kompletnie o wszystkim? Każda sytuacja potoczyłaby się wg naszego widzimisię? Decydujemy, że wygrywamy w totka, szaleje za nami najpiękniejsza dziewczyna/najfajniejszy facet w szkole/pracy, każdy za nami stanie murem, możemy sprawić, że nie będzie wojen, głodu, klęsk żywiołowych? Fajna perspektywa. Ale jeżeli każdy by tak mógł - nic by się nie zmieniło. A jeżeli tylko ty, na całym świecie miałbyś takie zdolności? Teoretycznie wypas. A w praktyce? Wg mnie - miałbyś gorzej, niż "zwykły śmiertelnik". Nie odczuwałbyś tego napięcia przy podejmowaniu ryzyka, bo znałbyś wynik. Nie wiedziałbyś, co to strach przed utratą bliskiej ci osoby, poniekąd (moim zdaniem) nie potrafiłbyś prawdziwie kochać. Bo miłość, to też właśnie strach o kogoś. Nie odczuwałbyś też satysfakcji z wygranej twojej ulubionej drużyny, podjęcia dobrej decyzji, czy dobrze wykonanej pracy. Bo byłbyś do tego przyzwyczajony. Byłoby to dla ciebie obojętne. Jeśli jesteś kibicem, to dowiedziałeś się, jak bardzo cieszy pierwsza od 30 lat strzelona bramka Niemcom, przez Polaka. W naszym teoretycznym świecie przeszedłbyś obok tego obojętnie.
Pewnie pominąłem kilka innych "zubożeń" poukładanego przez nas samych świata, ale to już wasza działka. Piszcie w komentarzach, jacy byście byli, co odczuwali zaczynając od słów "Gdybym mógł decydować kompletnie o wszystkim..." a ja znów pójdę rozmyślać...
Pewnie pominąłem kilka innych "zubożeń" poukładanego przez nas samych świata, ale to już wasza działka. Piszcie w komentarzach, jacy byście byli, co odczuwali zaczynając od słów "Gdybym mógł decydować kompletnie o wszystkim..." a ja znów pójdę rozmyślać...
Nieprzemyślane rozmyślenia - po prostu
Zastanawiacie się pewnie, skąd ta nazwa? Rozmyślenia chyba wiadomo, ale w razie, jakby ktoś jednak nie wiedział - rozkmina nad wszystkim i nad niczym, o sprawach mało istotnych, jak i wyniosłych. Ale dlaczego nieprzemyślane? Czyżbym chciał w ten sposób pokazać wam, że nie myślę nad tym, co piszę/robię? Otóż nie. Prawdopodobnie, gdy za rok coś mnie tknie, żeby czytać te posty (dobra, póki co jeden post) przekonam się, że w tym momencie nie myślałem chyba nad tym, co piszę, pomimo, że w chwili obecnej wiem, że jednak przeprowadzam procesy myślowe. Trochę zagmatwane, ale sprawdźcie sobie archiwum GG sprzed roku, poczytajcie kilka rozmów i dojdziecie do podobnych wniosków, co ja teraz.
Do rzeczy - rozmyślam czasem nad przeznaczeniem, oraz różnymi "znakami z nieba", czy coś. Parę dni temu chyba dostałem taki znak. Bo czy to przypadek, żebym dostał 4 oferty kupna 4 innych samochodów tej samej marki i modelu (nie podam o jaki chodzi, żeby nie robić reklamy, czy cuś). Co więcej, dwie z nich to czysty przypadek (obaj sprzedający wzięli mnie autostopem, żeby nie to, nie dowiedziałbym się o tych dwóch pojazdach). Przypadek? Znak? A może coś innego? Piszcie w komentarzach, a ja pójdę rozmyślać dalej...
Do rzeczy - rozmyślam czasem nad przeznaczeniem, oraz różnymi "znakami z nieba", czy coś. Parę dni temu chyba dostałem taki znak. Bo czy to przypadek, żebym dostał 4 oferty kupna 4 innych samochodów tej samej marki i modelu (nie podam o jaki chodzi, żeby nie robić reklamy, czy cuś). Co więcej, dwie z nich to czysty przypadek (obaj sprzedający wzięli mnie autostopem, żeby nie to, nie dowiedziałbym się o tych dwóch pojazdach). Przypadek? Znak? A może coś innego? Piszcie w komentarzach, a ja pójdę rozmyślać dalej...
Subskrybuj:
Posty (Atom)