niedziela, 25 grudnia 2011
Wigilia
24 grudnia. Dzień, w którym świętujemy narodziny Jezusa Chrystusa, zwierzęta mówią ludzkim głosem (a raczej językiem zrozumiałym dla ludzi), czas cudów, nieprzemyślanych decyzji i grubasa w czerwonym stroju. Ale co jest w tym dniu najważniejsze? O co w nim właściwie chodzi? Zapewne każdy z Was powie - o rodzinę, o czas spędzony wspólnie. Serio? Ja uważam, że taki czas powinien być zawsze, bez względu czy jest okazja, czy nie. Tak więc o co wg mnie w nich chodzi? O zażegnanie wszelkiej maści konfliktów miedzy dwoma osobami, w końcu w czasie świąt ludzie są dla siebie milsi, bardziej skłonni do wybaczania. Ale też mogą one niejako "posłużyć" do umocnienia więzi. I to nawet nie z premedytacją. Po prostu... człowiek wtedy czuje potrzebę być przy kimś, na kim mu zależy. Choćby krótko, tylko na moment, mimo, że wie, że nie powinien. Ale jednak po prostu musi. Co prawda i bez tego by przeżył, ale cóż... jakoś tak od razu cieplej na sercu się robi, gdy jedzie się do kogoś tylko po to, by przełamać się opłatkiem. Gdy poczuje bliskość kogoś, kto jest dla niego ważny. Gdy czuje, że to, co zrobił było dobre.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz