Chyba każdy z Was wie, czym jest przedsionek. Niektórzy twierdzą, że gimnazjum to przedsionek piekła, inni znają go z architektury (przedsionek, czyli "wstęp" do domu). Ale są też tacy, którzy twierdzą, że zauroczenie to przedsionek zakochania. Czy to prawda? Według mnie jak najbardziej. Nie potrafię nawet sobie wyobrazić, jak można się zakochać, nie będąc uprzednio zauroczonym. Jak sądzę, nieprzypadkowo uznaje się, iż to serce jest siedliskiem uczuć, gdyż jest to chyba jedyny organ posiadający przedsionki. Tak więc analogicznie zanim się zakochamy (uczucie wewnątrz serca), musi przejść przez przedsionek. Nie ma innej możliwości. Pytanie tylko, skąd będziemy wiedzieć, kiedy jesteśmy zauroczeni, a kiedy już zakochani? Nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Jest to sprawa indywidualna. Jedyne, co można zauważyć (wiedza z autopsji), to w stanie przedsionkowym idealizujemy drugą osobę. Czyli widzimy w niej same wspaniałości, żadnej wady. Ale gdy już się zakochamy, będziemy te niedoskonałości zauważać, ale i je akceptować. Chyba, że się "gryzą" z zasadami, tj gdybyśmy mieli zaakceptować cechę, której nie trawimy. Ale w takim przypadku, nie będziemy tej osoby (jak sądzę) w pełni kochać.
(Temat przypomniał mi się przeglądając archiwum pewnej rozmowy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz