Nie mam tu na myśli imprezy z zaskoczenia, jak to się często dzieje w hollywoodzkich produkcjach (choć rodzimych także). Myślę raczej o przyjęciu do pewnej grupy - szkolnych plastików, osiedlowej bandy, śmietanki towarzyskiej itp. Zazwyczaj boimy się, że chcąc tej grupie zaimponować, by nas wcielili do swojej paczki, wydurnimy się. A wtedy nasz złoty sen o członkostwie pryśnie bezpowrotnie. Ale pytanie, czy warto? W każdej grupie dostalibyśmy pewne profity (szacunek otoczenia, popularność) i to nas do konkretnej grupy ciągnie. Ale żyjąc w strachu, że nie damy rady się dostać do /elyty/, ciągle pozostaniemy szaraczkami. Jeśli nie spróbujemy - od razu jesteśmy przegrani (nie grasz, nie wygrasz). Spróbujemy - mamy szansę na powodzenie (albo się uda, albo nie). Tą jedną decyzją mamy całe 50% więcej szans na wygraną. Nie warto spróbować?
Inna sprawa odnośnie samych grup. Każda z nich ma pewne określone zasady, co można, co trzeba, a czego nie możemy robić. Nie będę wymieniał, jakie to zasady, bo każda grupa ma własne, część się pokrywa z "odpowiednikami" innej grupy, część nie. Dlatego np we Wrocławiu każdy porządny dresiarz musi niszczyć ławki, ale nie musi tagować pociągów, co jest odwrotnością porządnego dresiarza z Lublina (to tylko przykład, nie byłem w tych miastach i nie wiem, jak to tam wygląda). Więc trzeba patrzeć nie tylko na profity, ale i na "obowiązki" i ich konsekwencje (panowie w niebieskich mundurach raczej nie będą stać bezczynnie widząc, jak ktoś urządza sobie wyrąb lasu w parku). Więc zanim zapragniemy być akurat tym kimś - zastanówmy się, jak to będzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz