Powinienem co prawda o tym pisać jakiś miesiąc temu, ale nie chciałem zapeszać. Otóż od ponad miesiąca nie palę. Co nawet dla mnie jest lekkim szokiem, bo dzień bez fajki nie mógł istnieć. A tu proszę - nawet nie ciągnie. Oczywiście wcześniej tez próbowałem rzucić, bo 1) Szkoda kasy, 2) Szkoda zdrowia, 3) Nie wszędzie można, 4) Niektórych fakt palenia odrzuca. Ale nie mogłem. Próbowałem od ograniczania (z paczki do max 4/doba). Podziałało. Trzymałem się tego przez tydzień i nawet faktycznie nie ciągnęło mnie do spalenia więcej. Postanowiłem ograniczyć się z 4 do 1. I faktycznie, paliłem jedną dziennie. Ale znów paczkę, nie sztukę... Spróbowałem innego sposobu. Codziennie odkładać dychę w kopertę zamiast kupić szlugi. Uzbierałem 120 zł. Hura, mogłem sobie pozwolić na nieco dalszy wypad za miasto. Thaa, na wyjeździe spotkałem kumpla, który mnie poczęstował szlugiem. Pierwsze 3 odmówiłem, czwartej już nie mogłem. Ale wyjazd się udał, mimo to. Kolejny sposób, żeby się jakoś zmotywować (gdyż troska o zdrowie z wiadomych mi i niektórym powodów nie działała, szukałem wkoło), to zbieranie paczek. w ciągu miesiąca i trochę uzbierałem 35. Wszystkie, które sam wypaliłem, oczywiście. Chodziło o to, żeby jakoś mi to podziałało na wyobraźnię. Niby tylko miesiąc, a 350 zł (około) poszło w powietrze. I wiecie co? Nie podziałało. Ale skoro pisałem wyżej, że nie palę już jakiś czas, coś musiało mnie zmotywować. I tu błąd, gdyż nie coś, a ktoś. Kto? Nie powiem, wystarczy, że ten ktoś o tym wie. W każdym razie zmotywowało mnie pewne niewypowiedziane, aczkolwiek dość powszechne ultimatum. I nadal trzyma. Najlepsze, że z dnia na dzień trzyma bardziej, więc wątpię, żebym do palenia wrócił. Choć... kto wie. Rożne rzeczy się dzieją, niczego nie można brać za pewnik.
A na recenzję jeszcze sobie poczekacie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz