czwartek, 23 sierpnia 2012

Kilka pytań do katolików

Tak dziś myślałem na tematy różne i różniaste, miedzy innymi o wierze katolickiej. I nasunęły mi się dość ciekawo-kontrowersyjne pytania... Dlatego katolicy potraktujcie to jako test:

1.  Skoro Bóg jest wszechmogący, dlaczego się do nas nie odezwie?
2.  Skoro Bóg jest niezmiernie miłosierny, dlaczego dla zwykłego zakładu pozbawił Hioba wszystkiego? Czy to oznacza, że ma wiarę i miłość do Niego gdzieś? No i - czy w ten sposób propaguje hazard?
3. Dlaczego przykazanie 10 dekalogu nie ma sensu, ale połączone z 9 już tak? Czy to ingerencja kościoła w dekalog? Jeśli tak - jak brzmiał ten prawdziwy?
4. Czy pamiętacie swój pierwszy sakrament - chrzest? W końcu to on zadecydował o waszej wierze
5. Skoro prarodzicami są Adam i Ewa i to od nich pochodzi gatunek ludzki, to czy to oznacza, że jakikolwiek związek jest kazirodczy?

Póki co - tyle. Czekam na odpowiedzi w komentarzach.

sobota, 18 sierpnia 2012

Pokręcone wykręty

Dawno mnie nie było, bo coś ostatnio za wiele się dzieje. Kilka ważnych decyzji, mniej czy bardziej trafnych i życie wykręcone jak korkociąg. Nieistotne jakie to decyzje i co zmieniły. Za to istotne jest to, że powykręcało mi wszystko niesamowicie. Od pracy począwszy, na uczuciach skończywszy. Ale wiecie, co jest najciekawsze? Że widzę, że doświadczenie zdobyte wcześniej... niewiele mi pomogło. Wciąż jestem zbyt ufny. Chociaż nie, złe określenie. Raczej jestem zbyt optymistycznie nastawiony do świata. Jop, to będzie to. Ciągle mam złudną nadzieję, że przedstawione mi rzeczy są/będą takie, jakimi je widzę. Niestety - okazuje się to pomyłką. Za wiele ich popełniam. Może teraz coś się zmieni?

Dobrze czasem jest pogadać z nieznajomym. Nie trzeba przed nim praktycznie nic ukrywać... Nie trzeba także z nim rozmawiać na palące nas tematy...

wtorek, 19 czerwca 2012

Jest zaje...

Mam za sobą kilka miłych akcentów i jeden bardzo porządny powód do noszenia banana wokół głowy. Mam na myśli pewien wyjazd, a raczej jego powód. No i jakby nie było - było warto, to, co się działo po prostu mnie zaskoczyło. W baardzo pozytywnym sensie. Teraz tylko powinienem się zrewanżować czymś podobnym. Pytanie czym i kiedy? Ale... damy radę :D

wtorek, 5 czerwca 2012

Zależności

Jak wszyscy wiemy, każda akcja wywołuje reakcję. Tak więc i działanie z kimś wywołuje jakąś reakcję z drugiej strony. Nie zawsze tą, której oczekujemy. Zwłaszcza, jeśli ktoś kieruje się stereotypami, lub wrzuca wszystkich do jednego worka. Wszystko jest od siebie zależne. To, czy samochód działa jest zależne od sprawności podzespołów, to, czy koncert zgromadzi sporą publiczność jest zależne od jakości utworów zespołu, to, czy dostaniemy mandat za przejście na czerwonym dobrze uargumentujemy oraz od policjanta/strażnika miejskiego, który nam go wystawia. Tak jest i zawsze było. Zależności to coś, co nas może ograniczać (dostanie się na studia jest zależne od ilości punktów), jak i może nam pomagać (to, czy zamek działa jest zależne od dopasowania doń klucza). Jedyne, co możemy zrobić, to je zrozumieć. Oraz to, że niezależnie od działań na jedną osobę reakcja będzie niezmienna

środa, 9 maja 2012

Coś się dzieje

Ciekawa rzecz - Jak to jest stawiać śmiałe tezy, których nie jest w stanie się obronić i do tego mieć za złe światu, że jednak ktoś się z nimi nie zgadza? Ktoś to rozumie? Bo ja nie. Dla mnie tezy, opinia czy cokolwiek podobnego jest efektem wyciągania wniosków, "łączenia kropek", jest to jakaś logiczna całość. Ale cóż, jeśli ktoś myśli, że jest bogiem, cały świat będzie padał przed nim na kolana i spijał słowa z jego ust jak ambrozję, uważając że każde jest prawdziwe i nieomylne... niech sobie tak myśli.

(Od razu mówię - nie ma niczego miedzy wierszami, więc jeśli ktoś coś tam jednak wyczytał - nie było to zamierzone)

sobota, 5 maja 2012

No do **ja!

Cholera, miałem tu nic nie pisać, nie zaglądać, zapomnieć o tym blogu. Ale z jakiegoś powodu nie mogę. Ba - wiem z jakiego. Mianowicie - komentarze. Te szczególne, anonimowe. Lubię je czytać. Dla mnie wcale takie anonimowe nie są. Wiem, kto je napisał i być może dlatego je lubię. Na pewno dlatego. Ale co ja będę się tłumaczył, przecież nikt mnie nie przesłuchuje. W każdym razie - nie mogę. Nie potrafię zamknąć tego bloga.

piątek, 6 kwietnia 2012

Krótko i na temat

Przestaję pisać. Po nieco ponad pół roku dzielenia się z Wami moimi przemyśleniami na różnorakie tematy - kończę. Mam ku temu powód. Może kiedyś tu wrócę. A może nie. Czas pokaże...

niedziela, 1 kwietnia 2012

"Tak być musi, niczego nie mogą już zmienić..."

Wiedźmin. A raczej polski serial na podstawie tej książki. Podobno kaszanka niesamowita. Ale cóż... jednak można poczuć klimat przedstawionego tam świata. Co więcej - każdy z odcinków skłania do przemyśleń. Cytat w tytule odnosi się do przeznaczenia. Jeśli oczywiście wierzyć w przeznaczenie. Są też tacy, którzy wierzą w los. Ja zaś wolę nieuniknioność. Wszystko, co się dzieje jest nieuniknione, inaczej by się nie wydarzyło. Pozostaje jedno ale...

Przypuśćmy, że to przeznaczenie tworzy ten wpis w takiej formie, jakiej czytacie. I fakt, nie podważę tego, że nie, skoro istnieje. Ale równie dobrze powstanie tego posta było nieuniknione - więc musiał powstać. Pozostaje także wolna wola autora - w końcu to ja piszę, nadaję sens i kształt tego wpisu. I teraz zadajmy sobie pytanie:

Co wybór któregokolwiek zmienia? Podałem trzy genezy tego, co czytacie. Wszystkie rozsądne. Ale bez względu na to, którą uznacie za prawdziwą - to nic nie zmienia.


P.S. Jest jeszcze jedna geneza. Ale tą zostawię dla siebie.

poniedziałek, 26 marca 2012

Kolejny dzień z kalendarza

Kolejny dzień, kolejne przemyślenia, kolejne decyzje. Niby dzień, jak codzień. Ale nie dziś. Dziś ktoś ma święto. Choć szkoda, że nie mogę z tym kimś świętować. Teoretycznie - jaki problem wsiąść w auto, zalać po korek i ruszyć na południe? Żaden. W praktyce byłby to spory błąd. Ale nie o tym. To dziś postanowiłem coś zmienić. Czy na lepsze - czas pokaże. Choć po dawnym "trybie" będzie to lepsze. Otóż postanowiłem wsiąść na rower i znów urządzać sobie wycieczki. Jak za dawnych lat, choć już nie te trasy, nie ta maszyna i nie to nastawienie. Bo kiedyś jeździłem dla zabicia czasu. A teraz? Po prostu, dla relaksu, choć nie wiem, jak długo będę mógł. I nawet nie chodzi mi o sprawność. Chodzi o muzykę. Zawsze zakładałem słuchawki, odpalałem miniaturową szafę grającą i jedziemy przez bite cztery godzinki. Ale sprzęcik się trochę popsuł i gra tylko przez 1/8 tego. Niefajnie. Inna niefajna rzecz - nie mam czym robić zdjęć, a kliszy jakby szkoda. Bo jednak zdjęcie na papierze jest jakby... lepsze. Ma swoistą większą wartość, dlatego też uznałem, że o wiele lepiej będzie "trzaskać" zdjęcia wyjątkowym widokom, osobom, miejscom. BTW - Jakoś nie mogę "wykończyć" tej załadowanej w aparacie od... października? A jest tam kilka zdjęć, które cholernie chciałbym już zobaczyć. A i nie namawiajcie mnie na celowe "wykończenie" - nie zrobię tego, to byłoby wbrew zasadzie...


Jeśli będziesz to czytać (A zgaduję, że będziesz) - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego :)

niedziela, 25 marca 2012

Schrzaniłem...

Ehh... schrzaniłem ważną dla mnie rzecz. Przyznaję się, wina jest bezapelacyjnie moja. Zawiodłem KOGOŚ. KOGOŚ dla mnie na swój sposób ważnego, co w tym przypadku jest akurat dziwne. Nie będę się rozpisywał na temat, KTO to dokładnie jest. Ważne jest to, że przez mój błąd zraniłem, i to bardzo. Chciałem, by ów KTOŚ poczuł się wyjątkowo, jednak nagięcie pewnego faktu nie było dobrym pomysłem. I cóż mi z tego przyszło? Nic dobrego, same złe rzeczy. Ehh, chyba czas nauczyć się przewidywać skutki tak, jak trzeba, a nie tak jak tylko mi się wydaje...

piątek, 9 marca 2012

Nocne myśli

Kolejna noc, w której nie śpię. Lubię tę porę dnia. Jest cicho, można odpłynąć w te odmęty myśli, które są niedostępne za dnia. Można się zastanawiać nad takimi rzeczami, na które nie mamy czasu. Można pomyśleć, czy jesteśmy zadowoleni z życia, czy taki tryb, w którym jesteśmy nam odpowiada, a jeśli nie - jak go zmienić. Czy mój tryb życia mi odpowiada? I tak, i nie. Źle nie jest, ale też chciałbym coś zmienić. Taką jedną rzecz, o której niektórzy z Was wiedzą. Ale jak kiedyś pisałem - potrzebna mi motywacja. A już jej nie mam. Ale trudno, co się stało, to się nie odstanie, trzeba szukać jej dalej. Eh, a może to ja sam sobie wmawiam, że inna motywacja nie zadziała? Może, ale cóż - na każdy przedstawiony pretekst, do zrobienia tego czegoś mam kontrargument, którego nikt jeszcze nie podważył.

Inna sprawa - ogarnięcie świata. Albo byłem w jakiejś śpiączce, albo przestałem być tak empatyczny, jak kiedyś. Sądzę tak, gdyż coraz więcej się mylę. Nie potrafię już "wejść" w czyjąś głowę. A kiedyś przychodziło mi to bez większego problemu. Czyżby stało się coś niewytłumaczalnego? I czy da się to odwrócić?

Niektórzy widzą we mnie pozytywnego wariata. I mają rację, wszak nikt /normalny/ nie wybrałby się do sklepu po lody o 1 w nocy dla koleżanki, która prawdopodobnie nosi kogoś pod serduchem. Ale nic, kiedyś trzeba wariować, żeby później mieć co opowiadać ;]

sobota, 3 marca 2012

Zmiany?

Wszystko się zmienia. Drzewa są większe, ludzie dojrzalsi, technika coraz bardziej rozwinięta... A wszystko dlatego, że czas płynie. Jednym szybciej, innym wolniej, choć zegarki u każdego chodzą w tym samym tempie. Ale o czym mówię - o dość sporych zmianach, przeważnie zapoczątkowanych jakimś wydarzeniem. Takim, które jest... niepojęte przez nas do chwili, gdy go uświadczymy. "Mały kamień zmieniający bieg lawiny" - trafne określenie. Jedno małe wydarzenie i zmieniamy się. Wymiotujesz cukierkowatością, i nagle (gdy doświadczysz tego, co inni "zacukierkowani") - zaczynasz takim powoli być. Żeby nie było - nie widzę nic złego w tym. Ale jest to dla mnie... dziwne. Nie lubić czegoś, żeby polubić? No cóż, najwyraźniej to wydarzenie, które to sprawiło musiało być ważne...

środa, 29 lutego 2012

Sztama

Są tacy, z którymi powinno się trzymać sztamę bez względu na to, co się akurat z nami dzieje, gdzie jesteśmy. I nie ze strachu, a po prostu z przyjaźni. W końcu kumple, z którymi się niejedno piwo wypiło, niejedną imprezę zrobiło, niejedną akcję odwaliło coś znaczą. Ale cóż, różnie się w życiu dzieje,  czasem trzeba zostawić kumpli i pojechać w świat. Ano właśnie - zostawić = olać? Są telefony, internet. Można jakoś się z kumplami porozumieć, utrzymać znajomość. Ale żeby totalnie olać? Wyjeżdżasz i bach - jesteś w innej rzeczywistości?

niedziela, 26 lutego 2012

Kotwica

Dość trudny temat, jak dla mnie. Każdy z nas ma jakąś kotwice, która go trzyma. Praca, obowiązki, partner... Wszystko to i masa innych rzeczy nas tu trzyma. Czy to w mieście, czy w kraju, czy gdziekolwiek indziej. Ale co, jeśli nie mamy żadnej? I chcemy się stąd "urwać"? I nie mam na myśli być byle gdzie, żyć za byle co, bo nikt ani nic nas nigdzie nie trzyma. Raczej "urwać się" stąd na zawsze.. uciec z tego świata. Najlepiej poszukać jakiejś kotwicy, coby jednak coś nas zatrzymało. Ale co, jeśli jest to nieosiągalne?...

poniedziałek, 20 lutego 2012

"Nawet najmniej pozorna istota może odmienić bieg przyszłości"

Pewna osoba miała właśnie taki opis. Stwierdzenie tak oczywiste, jak i ambitne. Przyszłość przecież nie jest uzależniona jedynie od naszych decyzji. Jest również uzależniona od napotkanych istot, które mogą zmienić nasz światopogląd. Nawet delikatnie. I to nawet bez naszej woli. zastanawiamy się, dlaczego dana istota nam przekazała coś takiego/zrobiła coś w taki sposób, skoro nie zgadza się to (nawet po części) z naszymi poglądami. Naszą wiedzą. A ma to ogromny wpływ na naszą przyszłość. W ten sposób poszerzamy horyzonty, zwiększamy możliwości, doskonalimy się. Ale nie tylko. Nie bez powodu mówię o istotach, zamiast ludziach. Gdyż nie tylko czynnik ludzki pomaga nam się rozwijać. Gdybyśmy się tylko do tego ograniczyli - ten wpis by nie zaistniał. od dawien dawna wiadomo, że człowiek wynajdując coś, podpatrzył ten mechanizm w naturze. Odkrył zasadę i skopiował ją na swoją modłę. Dzięki obserwacji natury zostało wynalezionych sporo rzeczy. Na ten przykład koło. Kto by wpadł sam z siebie, że figurę bez kantów można przemieszczać po ziemi z mniejszym wysiłkiem, niż np kwadratową? Trochę ciężko mi to sobie wyobrazić, żeby ktoś był aż tak genialny. Ale cóż, natura pokazała, co potrafi, ktoś podpatrzył, zrozumiał zasadę, ktoś inny ją udoskonalił i mamy to, co mamy. Ale ok, to są plusy, ale także te istoty mogą nam bardzo życie uprzykrzyć. Teoretyczna sytuacja - wybieramy się z paczką znajomych na koncert, ale na dzień przed wyjazdem dopadło nas zwykłe przeziębienie. A więc: Kurujemy się w domu, ergo - nie jedziemy -> paczka pojechała bez nas -> udało im się spotkać z wykonawcą (co też chcielibyśmy zrobić) -> wykonawca zaproponował wspólny występ na scenie -> kogoś z paczki wyłapał łowca talentów -> ten ktoś po niedługim czasie ma swój zespół i nagrywa krążek. I gdyby nie ten wirus, który nas zatrzymał w domu - być może to my byśmy nagrywali płytę. Wiem, wyobraźnia mnie poniosła, ale to tylko teoria, która imo jest możliwa. Rozumiecie już, o co mi chodzi? Nawet błaha rzecz jest w stanie diametralnie zmienić naszą przyszłość. Choć nawet nie od razu.

Prośby, groźby i wyzwiska umieszczajcie w komentarzu :)

wtorek, 14 lutego 2012

Walę tynki

Dziś mamy walentynki. Święto zakochanych wraz z całą tą bzdurną otoczką, jak serduszka, aniołki i resztą badziewia. Powiedzcie mi - po co to? Żeby dobić samotnych? Może. Żeby różnego rodzaju firmy miały utarg? Na pewno. Patrząc na całą tą otoczkę można się zatracić i nie myśleć o tym, co jest naprawdę ważne. O miłości do bliźniego. Walentynki poniekąd ograniczają świętowanie tylko do drugiej połówki. Fakt, kochamy ją ale... zapominamy wtedy o tych, do których również czujemy miłość. O rodzeństwie, rodzicach, przyjaciołach... Fakt, jest to nieco inna forma miłości (że się tak wyrażę), ale... walentynki nie precyzują, z kim mamy świętować. Jedynie utarło się, że z Tym Jedynym/Tą Jedyną. Co za tym idzie - brat może uświęcić ten dzień z bratem. Ale to już będzie dziwne, niezgodne z zasadą, która imo nie istnieje. Czy może to ja je źle interpretuję? Swoją drogą - czy nie powinniśmy codziennie świętować tegoż uczucia? W końcu zawsze kochamy choćby rodziców, bez względu na to, jacy są i co robią. Nawet jeśli nie są do końca fair. Ale miłość to wybacza, pozwala zaakceptować taki stan rzeczy, jaki jest. Bez iluzji, wyidealizowania, złudzeń, utopii. Więc... po co to? Ano żeby przypomnieć, jak to jest kochać. Choć niektórzy o tym celu już zapomnieli...

niedziela, 5 lutego 2012

Zabieliło się...

... fajnie kontrastując z bezchmurnym niebem. Aż człowieka ogarnia zdumienie, że coś tak pięknego zostało stworzone tylko przez naturę. Ten widok plus mroźne powietrze skłania do przemyśleń na tematy różne i różniaste. A przynajmniej mnie skłoniło. Jak to jest możliwe, że są rzeczy, które mają na nas mniej, lub bardziej bezpośredni wpływ - na nasze samopoczucie, humor, odskocznię od rzeczywistości, w których nie bierzemy bezpośredniego udziału. Samo się dzieje. A ze względu na to, iż mamy niedzielę - można przespacerować się do kościoła, podumać, rozważać, pytać sumienie o radę. Ale z wiadomego mi (i jeszcze jednej osobie) powodu, nie zrobię tego. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że to dumanie, zastanawianie się nad sobą, oraz rozmowy z ludźmi, których się na oczy nie widziało jest... wręcz konieczne, od czasu do czasu. Taki swoisty remanent w głowie. Zastanowienie się, co mamy i jak to wykorzystać, co chcemy osiągnąć i przede wszystkim PLAN jak to można zrobić. Aż szkoda, że osoba, która wisi mi niejedną przysługę jest poza moim zasięgiem. Chociaż... równie dobrze to ja mogę komuś za jakiś czas wisieć przysługę. Ale czy warto? Warto. Czas się wziąć za siebie w odpowiedni sposób, choć nie taki, jaki miałem w głowie w sierpniu...

środa, 1 lutego 2012

Sens...

Tak mnie dzisiaj naszło. Po co to wszystko? Po kiego grzyba ta cała maskarada? Z czym? Ze światem. Jesteśmy, żyjemy sobie z dnia na dzień, miewamy lepsze i gorsze momenty, ale... po co? Jaki w tym sens? Bóg nas stworzył takimi, jakimi jesteśmy, żyjemy wedle świata, który nam dał. Ale po co? Jeśli mamy żyć tak, byśmy trafili do Nieba, czego chce Stwórca - nie wygodniej by mu było wziąć nas tam od razu? Piekło by nie istniało, gdyż nikt by nie grzeszył. A przecież Bóg nie chce, byśmy grzeszyli. Więc... po co daje nam żyć tutaj? Nudzi mu się i gra nami w The Sims? Przecież ma ważniejsze sprawy na głowie. Ktoś pewnie powie, że żyjemy, by Bóg oddzielił grzeszników od ludzi prawych. Może i racja. Ale przecież jest Wszechmogący, może sprawić, by nikt nie grzeszył. Czy tym samym odebrałby nam wolną wolę? Owszem, ale mimo to nam ją odebrał. Ogranicza nas choćby dekalogiem. A więc już nie jesteśmy w pełni wolni. Więc... jaki jest sens tego cyrku na kółkach zwanego życiem na ziemi? Piszcie w komentarzach

niedziela, 29 stycznia 2012

Powrót do świata

Po niedawnych zdarzeniach nieco ochłonąłem. Wiem już (tak "trzeźwym" okiem), na czym stoję i co z tym wszystkim dalej zrobić. Kilka problemów było, ale lwia część już jest rozwiązana, ostatnie są w fazie "do zażegnania". Co to oznacza? Wróciłem, ale nieco inny. Może nieco bardziej doświadczony, może po prostu przeszedłem dawne /atrakcje/ na nowo. Wiem, że jeszcze ten grudniowy "JA" nie wróci. Dlaczego? Gdyż zbudowałem pewnego rodzaju mur, przy którym Mur Chiński to krawężnik. Owszem, chowam się za nim i pewnie będę to robił przez jakiś nieokreślony czas. Nie bez powodu. "Czas goi rany" powiadają. Ale zawsze, po każdej ranie pozostaje blizna. Czy to źle? Nie sądzę, będziemy sobie przypominać, co się kiedyś tam stało, w jakich okolicznościach i jak się dalej potoczyło. A jak się potoczy? Nie wiem, nie mam pojęcia, ale właściwie... nic mnie już tu nie trzyma. Trzymało, o czym pisałem jakiś czas temu, ale teraz? Teraz rozważam powrót.

czwartek, 26 stycznia 2012

"Ja już nie wierzę..."

Miałem coś napisać... Jakiś komentarz do ostatnich wydarzeń... Ale... nie umiem. Nie umiem tego ubrać w słowa. Może po prostu się nie da. A może i da, ale jeszcze nie teraz. Dlaczego? Bo nadal nie wierzę w to, co się stało. Bo nadal targają mną odczucia, które są nie do opisania. Każda emocja po trochu. Eh, niby kiedyś już przez to przechodziłem, powinienem "wiedzieć", jak to po kolei wygląda. Ale mimo to - nie wierzę. Nadal szukam odpowiedzi na wiele pytań, mimo, że je znam. Mimo to, że nie nad wszystkim panujemy, "wiem", czemu akurat tak się stało, ale... nie dociera to do mnie. Decyzja zapadła. Ryzyko większe, niż spore. Nikt nie chce przegrać, ale ryzykując, trzeba się z tą możliwością liczyć. Czy ryzyko się opłaciło? Czas pokaże. Mógłbym powiedzieć parę słów o tym, co mogłoby się stać, w zależności od wygranej czy nie, ale... czy jest w tym jakikolwiek sens, skoro już się zdecydowało na konkretną drogę? Chyba nie...

P.S. Złamałem się. Musiałem. Powody znacie.

piątek, 20 stycznia 2012

Rzeczy bardzo sprzeczne

Jak to jest - działanie, tudzież zachowanie różnych rzeczy, czy osób jest sprzecznością samą w sobie? Coś, jak bezprzewodowy kabel. Dzieje się jedno, ale w rzeczywistości chodzi o coś przeciwnego. I do tego, jest to zamierzone. Jak się z tym połapać? Robić coś "zielonego", mając w głowie, że efekt końcowy będzie "czerwony". Komuś na złość? Raczej nie, chyba, że chcieliśmy dać komuś nadzieję na coś, a potem momentalnie pozbawić jej doszczętnie. To bardzo nie fair, jeśli tylko o to nam chodziło od początku. Ale jeśli po jakimś czasie... No cóż, zawsze można stwierdzić, że (przykładowo) wyjazd całą ekipą w góry, na który się nastawiliśmy będzie trzeba z jakiegoś powodu, na który nie mamy wpływu odwołać, a zamiast tego wyjechać na mazury. Tylko co, jeśli to my cały wyjazd organizowaliśmy i tylko my wiemy o konieczności zmiany planu? Zamknąć się przed światem zewnętrznym i nic nikomu z ekipy nie mówić? To bardzo nie fair. Najlepszym wyjściem byłaby po prostu wspólna rozmowa, gdzie powiedzielibyśmy, że coś z może z tym wyjazdem nie wyjść, bo (przykładowo) w mieście, gdzie mieliśmy wypoczywać panuje epidemia. Od razu cała ekipa by rozmyślała i zapewne darowała by sobie ten wyjazd. Ale jeśli zostawimy ich w przekonaniu, że wyjazd się odbędzie i odwołamy dopiero na kilka dni przed, tak z partyzanta - mogą wyjść różne rzeczy...

piątek, 6 stycznia 2012

"Wybuduj Dom, a będzie stał"

Proste i oczywiste stwierdzenie. Równie dobrze można rzec "zasadź drzewo, a urośnie".  Ale tu nie chodzi o dom jedynie w sensie budynku. Z czym kojarzy nam się dom? Z czymś... trwałym, nie dającym się niczym zastąpić. I o to właśnie chodzi. Zbudować coś trwałego, niepowtarzalnego, swoje własne królestwo. Cztery ściany i drzwi, to trochę za mało, by nazwać coś domem. Ale jeśli w te cztery ściany wniesiemy część siebie, zaczniemy to miejsce postrzegać całkiem inaczej. "Dom jest tam, gdzie jest twoje serce". Ile w tym prawdy? Sporo. Bardzo sporo nawet. Gdyż żeby zbudować dom... wcale nie potrzebujemy murów. Aż dziwne, że uczymy się o tym już za młodzika, ale mimo to, nie zdajemy sobie z tego sprawy. Głównie dlatego, że nam tego nie brakuje. Mamy już ten dom, został zbudowany. Ale... po jakimś czasie trzeba zacząć budować swój. Tylko trzeba znaleźć odpowiednią osobę, gdzie dom ugruntujemy...

wtorek, 3 stycznia 2012

Nic dwa razy się nie zdarza...

Podobno tak jest, że nic nie zdarza się dwa razy. Sylwester mi pokazał, że tak nie jest. Dlaczego? Wsiadamy w autobus, dowiadujemy się, że ta linia nie jedzie przez ulicę, gdzie chcemy wysiąść więc wysiadamy na następnym przystanku, i czekamy na inny. Po 20 minutach nic nie jedzie, toteż kierunek tramwaj. Co oznacza, że musimy się cofać. Po kilkudziesięciu metrach - Ten sam przystanek, ten sam autobus, te same drzwi, przez które wsiadamy (ta linia przejeżdżała niedaleko ulicy, gdzie chcieliśmy się dostać) i nawet ten sam kierowca. Wszystko identycznie, tylko zegarek pokazywał pół godziny później. Więc jedno przysłowie obalone. Ale jest jeszcze jedno zawierające "dwójkę", nad którym się zastanawiam.... Choć wolałbym go nie obalać. Ale cóż... różnie w życiu bywa....