Po prostu z niektórych, wręcz absurdalnych sytuacji chce mi się śmiać. Serio. Dlaczego? Bo po prostu nic innego z nimi nie można zrobić. Jak pisałem wcześniej, pewne działanie mogło coś skomplikować. Byłem wręcz przekonany, że skomplikuje. I tu nastąpiła pierwsza pomyłka. Owe działanie wszystko fajnie wyprostowało, czy raczej przyczyniło się do wyprostowania. No kuu, czyżbym był AŻ TAK zapobiegliwy? A może bałem się, że owo skomplikowanie kogoś załamie, może i zniszczy psychicznie? Owszem, bałem się tego. Bałem się, że przez to KTOŚ się w sobie zamknie w pewnym względzie. Jak widać, niepotrzebnie. Stało się wręcz odwrotnie. I tu nastąpiła pomyłka nr 2, o przeciwnym zwrocie. To ja miałem się czymś przejąć, i to bardzo. Ale tego nie zrobiłem. Dlaczego? Gdyż KTOŚ mnie widział w konkretnej sytuacji, ale nieco inaczej ją odebrał. Wyolbrzymił. I dlatego sądził, że jeśli się dowiem o pewnych... hmm... zamiarach, będę do tego kogoś czuł niechęć (bardzo delikatnie powiedziawszy). Pomylił się.
Reasumując - zarówno ja, jak i KTOŚ wyolbrzymił błahostki (dobra, aż tak błahe to to jednak nie jest, swoją dość wysoką wartość ma, ale do przełknięcia) do rangi nierozwiązywalnego problemu. Ze strachu przed reakcją
Ale cóż... miałem się spodziewać niespodziewanego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz