Kolejny dzień, kolejne przemyślenia, kolejne decyzje. Niby dzień, jak codzień. Ale nie dziś. Dziś ktoś ma święto. Choć szkoda, że nie mogę z tym kimś świętować. Teoretycznie - jaki problem wsiąść w auto, zalać po korek i ruszyć na południe? Żaden. W praktyce byłby to spory błąd. Ale nie o tym. To dziś postanowiłem coś zmienić. Czy na lepsze - czas pokaże. Choć po dawnym "trybie" będzie to lepsze. Otóż postanowiłem wsiąść na rower i znów urządzać sobie wycieczki. Jak za dawnych lat, choć już nie te trasy, nie ta maszyna i nie to nastawienie. Bo kiedyś jeździłem dla zabicia czasu. A teraz? Po prostu, dla relaksu, choć nie wiem, jak długo będę mógł. I nawet nie chodzi mi o sprawność. Chodzi o muzykę. Zawsze zakładałem słuchawki, odpalałem miniaturową szafę grającą i jedziemy przez bite cztery godzinki. Ale sprzęcik się trochę popsuł i gra tylko przez 1/8 tego. Niefajnie. Inna niefajna rzecz - nie mam czym robić zdjęć, a kliszy jakby szkoda. Bo jednak zdjęcie na papierze jest jakby... lepsze. Ma swoistą większą wartość, dlatego też uznałem, że o wiele lepiej będzie "trzaskać" zdjęcia wyjątkowym widokom, osobom, miejscom. BTW - Jakoś nie mogę "wykończyć" tej załadowanej w aparacie od... października? A jest tam kilka zdjęć, które cholernie chciałbym już zobaczyć. A i nie namawiajcie mnie na celowe "wykończenie" - nie zrobię tego, to byłoby wbrew zasadzie...
Jeśli będziesz to czytać (A zgaduję, że będziesz) - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego :)
poniedziałek, 26 marca 2012
niedziela, 25 marca 2012
Schrzaniłem...
Ehh... schrzaniłem ważną dla mnie rzecz. Przyznaję się, wina jest bezapelacyjnie moja. Zawiodłem KOGOŚ. KOGOŚ dla mnie na swój sposób ważnego, co w tym przypadku jest akurat dziwne. Nie będę się rozpisywał na temat, KTO to dokładnie jest. Ważne jest to, że przez mój błąd zraniłem, i to bardzo. Chciałem, by ów KTOŚ poczuł się wyjątkowo, jednak nagięcie pewnego faktu nie było dobrym pomysłem. I cóż mi z tego przyszło? Nic dobrego, same złe rzeczy. Ehh, chyba czas nauczyć się przewidywać skutki tak, jak trzeba, a nie tak jak tylko mi się wydaje...
piątek, 9 marca 2012
Nocne myśli
Kolejna noc, w której nie śpię. Lubię tę porę dnia. Jest cicho, można odpłynąć w te odmęty myśli, które są niedostępne za dnia. Można się zastanawiać nad takimi rzeczami, na które nie mamy czasu. Można pomyśleć, czy jesteśmy zadowoleni z życia, czy taki tryb, w którym jesteśmy nam odpowiada, a jeśli nie - jak go zmienić. Czy mój tryb życia mi odpowiada? I tak, i nie. Źle nie jest, ale też chciałbym coś zmienić. Taką jedną rzecz, o której niektórzy z Was wiedzą. Ale jak kiedyś pisałem - potrzebna mi motywacja. A już jej nie mam. Ale trudno, co się stało, to się nie odstanie, trzeba szukać jej dalej. Eh, a może to ja sam sobie wmawiam, że inna motywacja nie zadziała? Może, ale cóż - na każdy przedstawiony pretekst, do zrobienia tego czegoś mam kontrargument, którego nikt jeszcze nie podważył.
Inna sprawa - ogarnięcie świata. Albo byłem w jakiejś śpiączce, albo przestałem być tak empatyczny, jak kiedyś. Sądzę tak, gdyż coraz więcej się mylę. Nie potrafię już "wejść" w czyjąś głowę. A kiedyś przychodziło mi to bez większego problemu. Czyżby stało się coś niewytłumaczalnego? I czy da się to odwrócić?
Niektórzy widzą we mnie pozytywnego wariata. I mają rację, wszak nikt /normalny/ nie wybrałby się do sklepu po lody o 1 w nocy dla koleżanki, która prawdopodobnie nosi kogoś pod serduchem. Ale nic, kiedyś trzeba wariować, żeby później mieć co opowiadać ;]
Inna sprawa - ogarnięcie świata. Albo byłem w jakiejś śpiączce, albo przestałem być tak empatyczny, jak kiedyś. Sądzę tak, gdyż coraz więcej się mylę. Nie potrafię już "wejść" w czyjąś głowę. A kiedyś przychodziło mi to bez większego problemu. Czyżby stało się coś niewytłumaczalnego? I czy da się to odwrócić?
Niektórzy widzą we mnie pozytywnego wariata. I mają rację, wszak nikt /normalny/ nie wybrałby się do sklepu po lody o 1 w nocy dla koleżanki, która prawdopodobnie nosi kogoś pod serduchem. Ale nic, kiedyś trzeba wariować, żeby później mieć co opowiadać ;]
sobota, 3 marca 2012
Zmiany?
Wszystko się zmienia. Drzewa są większe, ludzie dojrzalsi, technika coraz bardziej rozwinięta... A wszystko dlatego, że czas płynie. Jednym szybciej, innym wolniej, choć zegarki u każdego chodzą w tym samym tempie. Ale o czym mówię - o dość sporych zmianach, przeważnie zapoczątkowanych jakimś wydarzeniem. Takim, które jest... niepojęte przez nas do chwili, gdy go uświadczymy. "Mały kamień zmieniający bieg lawiny" - trafne określenie. Jedno małe wydarzenie i zmieniamy się. Wymiotujesz cukierkowatością, i nagle (gdy doświadczysz tego, co inni "zacukierkowani") - zaczynasz takim powoli być. Żeby nie było - nie widzę nic złego w tym. Ale jest to dla mnie... dziwne. Nie lubić czegoś, żeby polubić? No cóż, najwyraźniej to wydarzenie, które to sprawiło musiało być ważne...
Subskrybuj:
Posty (Atom)